Wakacje… A ja mam ochotę na dobrą książkę, wygodny materac, ciszę i spokój… Najchętniej zaszyłabym się w dziczy bieszczadzkiej – ostatni urlop spędzałam tam jakieś 5 lat temu. Julek stwierdził, że to były najlepsze nasze wakacje. Śniadania jedliśmy w kuchni z prawdziwym piecem – rodem z dawnych lat. Wodę na herbatę gotowałam w metalowym czajniku z gwizdkiem – uwielbiam takie klimaty, które przenoszą mnie w czasie. Szczęściem w chłodny wieczór jest ciepły koc i kubek zielonej 🙂 Oczywiście wokół mnóstwo zwierzaków, z kotami na czele – ulubieńcami Julka. Zero zasięgu, a więc telefon nie istniał. Tłumu też nie było, raczej spotkać człowieka gdzieś w lesie, jest powiedziałabym nawet trudno. W sklepie przydrożnym jak poprosiłam o natkę, to Pani popatrzyła na mnie dziwnie, poszła za dom i przyniosła mi pęk obłędnie pachnącej, świeżej naci mówiąc: żebym wzięła sobie tego zielska ile chce… Jednym słowem: tam jest inny świat… Lubię go – nawet bardzo i tęsknie za nim również bardzo…
fot. Pinterest