… to głównie wnętrza o ciemnych barwach, które przyznam, że wprost uwielbiam… To co mnie w nich urzeka to ich tajemnica i brak oczywistości… Z jednej strony możemy wciąż w nich poszukiwać drobnych detali, które niby na pierwszy rzut oka są niezauważalne… Z drugiej strony trochę zmuszają do poszukiwań szczegółów. Jasne wnętrza spostrzegamy jako jedność, ciemne zapraszają do poszukiwań, trudno je objąć naraz, wzrok wciąż ucieka w detale… Ta magia jest urzekająca… Moją ulubioną stylistką i dekoratorką jest Hilary Robertson. Na początku zeszłego roku wydała album „Monochrome home”. Piękny album, jeszcze piękniejsze aranżacje, poniższe zdjęcia pochodzą właśnie z niego… Obserwujemy wspaniałe połączenie czerni, antracytu z mocnym granatem, a w roli wisienki na torcie występuje drewno, skóra i kamień – niby detale, ale to one robią całe zamieszanie w tych aranżacjach… Przełamują ciemną barwę i wnoszą życie w te nowoczesne, poukładane wnętrza (siermiężna misa drewniana na wyspie w kuchni, wytarta, skórzana ława ze swoją historią, czy też drewniane ramy, w których zamknięta jest sztuka). Dla mnie bez tych detali stylizacje byłyby bez tak zwanego zęba… Tak jak wżyciu kocham piękno, które kryje się w naturze…